Siedzisz i myślisz... Nie będę ryczała. Aż przychodzi moment, że wybuchasz płaczem nie mogąc się uspokoić.
Obudziłam się w białej sypialni. Byłam przykryta kołdrą z falbankami. Miałam na sobie moją ulubioną piżamę. Było tam napisane: Francesca, czyli moje imię. Od dziecińtswa mam tą samą. To znaczy krawcowa mi robiła tą samą przez cały czas. Gdy z jednej wyrosłam robiła mi następną i większą. Postanowiłam, że zjem śniadanie, więc poszłam do kuchni i zjadłam pyszne jedzenie. Po ostatnim łyku mleka spojrzałam na zegarek - 7:44. A do pracy miałam na ósmą. Więc szybko ubrałam się i spakowałam mi zbędne rzeczy. Przez tych bantytów każdego wieczora chodzę do każdego z ich domu i jestem striptizerką. Wstydzę się samej siebie. Nie mogę w to uwierzyć co się właśnie w moim życiu dzieje. Nigdy przenigdy nie chciałam być tą okropną osobą. Parę razy nawet faceci mnie gwałcili. Nie przespane noce i płakanie. Prawie codziennie płaczę po kilkaset razy. Nie mogę już wytrzymać! Moje życie to po prostu katastrofa. A moje największe marzenie jest, żeby się zakochać i żyć długo i szczęśliwie ze swoim mężem lub kochankiem. Mam czasem tak, że chciałabym się zakochać a czasem nie chciałbym. Po moim związku z Marco nie poznałam żadnej innej osoby w której bym się zakochała. To on zniszczył mi życie. Zostawił mnie z dzieckiem a potem rodzice jeszcze to tego mnie wyrzucili. AAAAAAA!!!!!!!!-zaczęłam krzyczeć na mój cały dom-Nie chcę nic, nie chcę żyć. Zostawcie mnie wszyscy w spokoju. Po kilku minutach próbowałam się uspokoić i w końcu mi się udało. Ja po prostu nad tym nie panuje. Postanowiłam wyjść, ponieważ moja praca zaraz się zaczynała. Wyszłam i zamknęłam zamek do drzwi. Zeszłam schodkami i poszłam w kierunku mojego samochodu. Pech po prostu pech zobaczyłam moją sąsiadkę Basię. Zawsze mi zwraca na wszystko uwagę.
-Och pani Francesco dzisiaj chyba pani nie wyprasowała koszuli, prawda?-spytała sąsiadka.
-Nie, wyprasowałam. Nie musi się pani Basio niczym przejmować-odpowiedziałam głupiej babie ze złą miną na twarzy.
-A wyglada pani nie chlujnie-wymamrotała i zaczęła dotykać mojej koszuli, żeby sprawdzić jaki to materiał.
-Proszę mnie zostawić!-krzyknęłam na nią.
-Niech się dziecko nie stresuje, tylko sprawdzam czy tylko kupujesz barachło-oznajmiła.
-A co pani niby nosi najpiekniejsze rzeczy na świecie. Ja tu widzę jakąś byle jaką koszulkę z bazaru i spodnie za 20 złoty ze sklepu Bolo naprzeciwko pani domu. Czy to też nie jest barachło?-zapytałam ją.
-Nie. A zresztą, idę. Nie chcę mi się z panią rozmawiać!
-No niech pani idzie. Coś widzę, że ostanio w pani warzywniaku mało jest klientów-wymądrzyłam się.
Po czym pani Basia odwróciła się i zaczęła iść w stronę jej sklepu. Coraz bardziej była zła. Zaczęłam się śmiać ze sprzedawczyni i myśleć o dzisiejszym wieczoru. Błagałam, żeby byli chorzy albo, żeby byli tacy pijani, że zapomną o tym.
Po pracy
Kolejny beznadziejny dzień w pracy. Kolejny gorący dzień. Teraz jest +30 stopni cencjusza. Można się przyzwyczaić. Codziennie tylko dom praca okropny wieczór okropny wieczór praca dom. Od ucieknięcia Marco i wyrzucenia mnie z domu, żyję tylko tak. Mało wychodzę na spotkania ze znajomymi, bo właściwie ich nie mam. Na pierwszym miejscu jest praca. Czasem po pracy biegam po lesie z dwa kilometry, żeby mieć ładną figurę. Nie chcę być gruba ani otyła. Bardzo zdrowo się odżywiam. Czasem też sprzedawczyni Basia marudzi, że jestem za chuda. A zresztą ona na wszystko marudzi. Mówi, że wszyscy są beznadziejni. Ja się nią nie przejmuje, ale ona chcę każdemu zrobić przykrość. Dzisiaj pobiegłam w inną stronę, ponieważ chciałam trochę więcej przebiec. Było przepieknie, tak jak zresztą zawsze. Piękne rośliny, drzewa. Uwielbiam zapach lasu, tutaj się odprężam. Spojrzałam w niebo, było tam dużo chmur. Niechcący w kogoś wpadłam i uderzyłam głową w pień. Ałaaa!!-wykrzyknęłam z bólem. Kręciło mi się w głowie i wszystko widziałam podwójnie. Naszczęcie po chwili wróciłam do normy i przestało mi się kręcić w głowie. Wstałam i zobaczyłam przed sobą bardzo przystojnego chłopaka.
-Przepraszam pana. Zagapiłam się-wymamrotałam do nieznajomego.
-Nic się nie stało. Nie mów na mnie pan, nazywam się Diego, a ty ślicznotko?-spytał mnie brunet.
-Ja się nazywam Francesca. Moje życie to koszmar. Takie to moje życie właśnie jest-odpowiedziałam ze smutkiem.
-Nie długo się zmieni jeśli się zgodzisz ze mną pójść na rantkę dziś wieczorem-oznajmił przystojniak i złapał mnie za podbródek.
-Niestety nie mogę. Mam plany-wymamrotałam.
-A jakie?-zapytał mnie Diego.
-Nie twoja sprawa-odpowiedziałam.
-No dobra nie będę się wtrącał. Jak nie chcesz-powiedział i odwrócił się po czym zaczął iść.
-Poczekaj!-krzyknęłam i go zatrzymałam.
-Co?
-Niech ci będzie, ale o której godzinie chcesz się spotkać?
-O dwudziestej pierwszej. Odbiorę cię od domu-oznajmił.
-Ok.
-Pa.
-Pa.
Po chwili każdy z nas zaczął iść w inną stronę.