czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział 1 - Nie mogę już wytrzymać!


Siedzisz i myślisz... Nie będę ryczała. Aż przychodzi moment, że wybuchasz płaczem nie mogąc się uspokoić.




Obudziłam się w białej sypialni. Byłam przykryta kołdrą z falbankami. Miałam na sobie moją ulubioną piżamę. Było tam napisane: Francesca, czyli moje imię. Od dziecińtswa mam tą samą. To znaczy krawcowa mi robiła tą samą przez cały czas. Gdy z jednej wyrosłam robiła mi następną i większą. Postanowiłam, że zjem śniadanie, więc poszłam do kuchni i zjadłam pyszne jedzenie. Po ostatnim łyku mleka spojrzałam na zegarek - 7:44. A do pracy miałam na ósmą. Więc szybko ubrałam się i spakowałam mi zbędne rzeczy. Przez tych bantytów każdego wieczora chodzę do każdego z ich domu i jestem striptizerką. Wstydzę się samej siebie. Nie mogę  w to uwierzyć co się właśnie w moim życiu dzieje. Nigdy przenigdy nie chciałam być tą okropną osobą. Parę razy nawet faceci mnie gwałcili. Nie przespane noce i płakanie. Prawie codziennie płaczę po kilkaset razy. Nie mogę już wytrzymać! Moje życie to po prostu katastrofa. A moje największe marzenie jest, żeby się zakochać i żyć długo i szczęśliwie ze swoim mężem lub kochankiem. Mam czasem tak, że chciałabym się zakochać a czasem nie chciałbym. Po moim związku z Marco nie poznałam żadnej innej osoby w której bym się zakochała. To on zniszczył mi życie. Zostawił mnie z dzieckiem a potem rodzice jeszcze to tego mnie wyrzucili. AAAAAAA!!!!!!!!-zaczęłam krzyczeć na mój cały dom-Nie chcę nic, nie chcę żyć. Zostawcie mnie wszyscy w spokoju. Po kilku minutach próbowałam się uspokoić i w końcu mi się udało. Ja po prostu nad tym nie panuje. Postanowiłam wyjść, ponieważ moja praca zaraz się zaczynała.        Wyszłam i zamknęłam zamek do drzwi. Zeszłam schodkami i poszłam w kierunku mojego samochodu. Pech po prostu pech zobaczyłam moją sąsiadkę Basię. Zawsze mi zwraca na wszystko uwagę.
-Och pani Francesco dzisiaj chyba pani nie wyprasowała koszuli, prawda?-spytała sąsiadka.
-Nie, wyprasowałam. Nie musi się pani Basio niczym przejmować-odpowiedziałam głupiej babie ze złą miną na twarzy.
-A wyglada pani nie chlujnie-wymamrotała i zaczęła dotykać mojej koszuli, żeby sprawdzić jaki to materiał.
-Proszę mnie zostawić!-krzyknęłam na nią.
-Niech się dziecko nie stresuje, tylko sprawdzam czy tylko kupujesz barachło-oznajmiła.
-A co pani niby nosi najpiekniejsze rzeczy na świecie. Ja tu widzę jakąś byle jaką koszulkę z bazaru i spodnie za 20 złoty ze sklepu Bolo naprzeciwko pani domu. Czy to też nie jest barachło?-zapytałam ją.
-Nie. A zresztą, idę. Nie chcę mi się z panią rozmawiać!
-No niech pani idzie. Coś widzę, że ostanio w pani warzywniaku mało jest klientów-wymądrzyłam się.
Po czym pani Basia odwróciła się i zaczęła iść w stronę jej sklepu. Coraz bardziej była zła. Zaczęłam się śmiać ze sprzedawczyni i myśleć o dzisiejszym wieczoru. Błagałam, żeby byli chorzy albo, żeby byli tacy pijani, że zapomną o tym. 

Po pracy
Kolejny beznadziejny dzień w pracy. Kolejny gorący dzień. Teraz jest +30 stopni cencjusza. Można się przyzwyczaić. Codziennie tylko dom praca okropny wieczór okropny wieczór praca dom. Od ucieknięcia Marco i wyrzucenia mnie z domu, żyję tylko tak. Mało wychodzę na spotkania ze znajomymi, bo właściwie ich nie mam. Na pierwszym miejscu jest praca. Czasem po pracy biegam po lesie z dwa kilometry, żeby mieć ładną figurę. Nie chcę być gruba ani otyła. Bardzo zdrowo się odżywiam. Czasem też sprzedawczyni Basia marudzi, że jestem za chuda. A zresztą ona na wszystko marudzi. Mówi, że wszyscy są beznadziejni. Ja się nią nie przejmuje, ale ona chcę każdemu zrobić przykrość. Dzisiaj pobiegłam w inną stronę, ponieważ chciałam trochę więcej przebiec. Było przepieknie, tak jak zresztą zawsze. Piękne rośliny, drzewa. Uwielbiam zapach lasu, tutaj się odprężam.  Spojrzałam w niebo, było tam dużo chmur. Niechcący w kogoś wpadłam i uderzyłam głową w pień. Ałaaa!!-wykrzyknęłam z bólem. Kręciło mi się w głowie i wszystko widziałam podwójnie. Naszczęcie po chwili wróciłam do normy i przestało mi się kręcić w głowie. Wstałam i zobaczyłam przed sobą bardzo przystojnego chłopaka.
-Przepraszam pana. Zagapiłam się-wymamrotałam do nieznajomego.
-Nic się nie stało. Nie mów na mnie pan, nazywam się Diego, a ty ślicznotko?-spytał mnie brunet.
-Ja się nazywam Francesca. Moje życie to koszmar. Takie to moje życie właśnie jest-odpowiedziałam ze smutkiem.
-Nie długo się zmieni jeśli się zgodzisz ze mną pójść na rantkę dziś wieczorem-oznajmił przystojniak i złapał mnie za podbródek.
-Niestety nie mogę. Mam plany-wymamrotałam.
-A jakie?-zapytał mnie Diego.
-Nie twoja sprawa-odpowiedziałam.
-No dobra nie będę się wtrącał. Jak nie chcesz-powiedział i odwrócił się po czym zaczął iść.
-Poczekaj!-krzyknęłam i go zatrzymałam.
-Co?
-Niech ci będzie, ale o której godzinie chcesz się spotkać?
-O dwudziestej pierwszej. Odbiorę cię od domu-oznajmił.
-Ok. 
-Pa.
-Pa.
Po chwili każdy z nas zaczął iść w inną stronę. 

wtorek, 27 stycznia 2015

Prolog - Zabijcie mnie!



Smutek to najpowolniejsza forma umierania.



Kolejny raz płaczę. Przez tych głupich bandytów. Napadają na mnie i zmuszają mnie do rzeczy bardzo złych. Muszę być dla nich striptizerką. Chciałabym się zabić, pociąć albo, żeby ktoś mnie zabił. Nie chcę żyć! Rodzice mnie zostawili gdy ich bardzo potrzebowałam. Dawno temu zakochałam się i zostałam się w ciąży, gdy mój partner o tym się dowiedział zostawił mnie z dzieckiem. A rodzice mówili, że jestem nie odpowiedzialna i wyrzucili mnie z domu. Przez parę miesięcy byłam bezdomna. Na szczęście znalazłam pracę i miałam z czego żyć. Usunęłam dziecko, ponieważ sama bym sobie nie poradziła z wychowywaniem. Nie chciałam je oddać do domu dziecka, bo chciałam, żeby dziecko nie miało takiego życia jak ja, czyli piekło. Żyć bez jednego rodzica to okropna rzecz. Błagam zabijcie mnie!